czwartek, 6 listopada 2014

po co i o czym?

Miał być blog matki frustratki, ewentualnie wariatki, okazało się jednak, że te nazwy już dawno zostały zajęte, i to w wielu rozmaitych kombinacjach. Internet "zalewają" dzienniki, pamiętniki, zapiski i blogi znerwicowanych matek ... czyżby aż tyle kobiet zmagających się z urokami macierzyństwa przeżywało frustracje i wariacje?

Trochę mnie zmartwiło, że nie jestem tak wyjątkowa jak sądziłam. W końcu poprzez media codziennie mam do czynienia z kobietami "zachłyśniętymi" macierzyństwem, rozkoszującymi się swoim mamusiowym błogostanem i z namaszczeniem udzielającymi natchnionych rad "koleżankom po fachu". Co ciekawe, ich idealne dzieci nigdy nie są usmarkane, upaprane jedzeniem, nie mają kupy w eko-pieluszce.
Nieco mnie więc zasmuciła własna nieoryginalność, z drugiej jednak strony podniósł na duchu fakt, iż nie tylko moje pociechy potrafią krzyczeć, płakać, brudzić się i robić wiele innych mało przyjemnych dla rodzica rzeczy.

Jestem mamą dwóch tyleż idealnych, co frustrujących córek. Jedną urodziłam sama, drugą sprowadziła na świat jakaś obdarzona raczej słabym instynktem macierzyńskim kobieta a ja i mój mąż adoptowaliśmy ją po blisko 3 latach zmagań z polskim systemem.
Starsza ma 6 lat, młodsza rok.
Pewnie będę tu pisać także o nich, jednak to nie dzieci mają być głównymi bohaterami moich wynurzeń.

W tym blogu pragnę przede wszystkim oderwać się od kupek, zupek, wyrzynających się i wypadających mleczaków, problemów szkolnych itp.
Chcę sięgnąć pamięcią do zamierzchłych czasów, kiedy miałam siłę na zgłębianie swoich zainteresowań, pracę nad sobą czy spotkania ze znajomymi.
Ale wbrew tytułowi tego bloga- mam też zamiar pokazać, że nawet "siedząc bezczynnie" z dziećmi w domu można robić wiele fajnych rzeczy.

Będzie więc o:
- książkach, które polecam lub wręcz przeciwnie,
- filmach, które coś we mnie zmieniły,
- "odskoczniach" sportowych (tenis, squash, basen, fitness),
- planowanych i przeżytych podróżach,
- muzyce, która mnie inspiruje,
- sentencjach łacińskich, aforyzmach, wierszach i niuansach językowych.

Po co o tym pisać?
Bo to ciekawsze niż dzielenie się na forach informacjami o kolorze kupy mojego dziecka? Bo może to kogoś zainteresuje bardziej niż bio-dania dla naszych milusińskich?
Bo może dzięki aktywności, jaką będzie dla mojego mózgu pisanie tego bloga, nie zapadnę na Alzheimera (mimo że piję herbatę z cytryną, będącą podobno doskonałą pożywką dla tej choroby)? A może po prostu zamiast być matką-frustratką, pogrążającą się w swym monotonnym losie, uświadomię sobie i innym, że nie żyjemy wyłącznie po to, aby zaspokajać potrzeby naszych dzieci?
A nawet jeśli zajmuje nam to większość czasu, to jeszcze nie tragedia!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz