wtorek, 16 grudnia 2014

veni, vidi... no i wróciłam, niestety!

Pięknie było. Cudownie, fantastycznie, bosko po prostu!













Ze względu na nasze 2 małe grzdyle odpuściliśmy sobie zwiedzanie, wyspę obejrzeliśmy więc tylko z okien autokaru transferującego nas z i na lotnisko oraz w drodze do parku zoologiczno- botanicznego. Oczywiście codziennie zaliczaliśmy kilometrowe trasy spacerując nad brzegiem oceanu.

Fuerteventura robi wrażenie niezamieszkałej choć gdzieś tam żyje na niej ponad 80 tysięcy homo sapiens (cały czas trwają spory czy więcej jest ludzi, czy kóz). Dominuje krajobraz pustynno- wulkaniczny, niemal księżycowy. Ogromne przestrzenie, działające niezwykle kojąco na skołatany układ nerwowy, no i co najważniejsze- NAPRAWDĘ BYŁO CIEPŁO!!!












3 komentarze:

  1. A jednak Fuerte;) szkoda, że nie udało Wam się zapuścić w głąb wyspy...KAma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na stare lata tam zamieszkamy i co dzień będziemy się zapuszczać coraz bardziej w głąb :-).

      Usuń
  2. Widać, że było fajnie :).
    A K. jaka już duża!

    OdpowiedzUsuń