czwartek, 26 lutego 2015

2300 kilometrów od domu...

...cimno, zimno i do domu daleko... nie, nie, to zupełnie nie ta bajka!
Ciepło, słonecznie, kolorowo i radośnie!- tak właśnie spędza się wakacje w Roda de Bera, na cudownym hiszpańskim wybrzeżu Costa Dorada. Oczywiście, 2 tygodnie za 100 euro, bo po co przepłacać :-)?
Camping Playa Bara wygląda jakby zlokalizowano go bezpośrednio na ruinach antycznego miasta, co z początku wydaje się nieco kiczowate, zdecydowanie jednak zyskuje przy bliższym poznaniu.
Miło bowiem brać prysznic z posągiem rzymskiej bogini w tle (zdjęcie po lewej to łazienka).


Campingu nie sposób przeoczyć, bowiem vis a vis znajduje się raczej charakterystyczny łuk triumfalny.






Wszelkie imprezy odbywają się w amfiteatrze, przypominającym miniaturowe coloseum. A tych, jak to w roztańczonej i rozśpiewanej Hiszpanii, nie brakuje! Co dzień dla najmłodszych organizowane jest mini disco, dla nieco starszych zaś wieczorne show, w którym często udział biorą wczasowicze. Jest naprawdę zabawnie.

Goście ceniący bardziej kameralne rozrywki mogą rozegrać partyjkę mini golfa na specjalnym do tego celu przygotowanym polu oraz oczywiście wyciszyć się nad brzegiem jednego z kilku basenów lub morza, przy którym camping jest bezpośrednio położony.









Plaża jest piaszczysta i bardzo szeroka. Miejscówek, jak widać, nie brakuje.



Polecam też kąpiel w ogromnym jacuzzi, z którego roztacza się taki oto widok:

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  

Mimo że na campingu Playa Bara żyje się jak w raju- zachęcam oczywiście do ruszenia się z niego, bo dookoła jest co zwiedzać. Niespełna 80 km dzieli to miejsce od Barcelony, stolicy Katalonii, na której wyglądzie piętno odcisnęła barwna twórczość Gaudiego. Zaledwie 24 km na południe znajduje się Tarragona, urokliwe miasteczko, słynące przede wszystkim z zabytków z okresu rzymskiego i z ich powodu wpisane w 2000 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Na spragnionych rozrywek czeka Port Aventura, na miłośników Salvadora Dali- muzeum w Figueres, miejscu narodzin genialnego malarza.
Jednym zdaniem- dla każdego coś miłego :-).



              








Ruiny cyrku rzymskiego w Tarragonie, w którym urządzano wyścigi rydwanów.


Pozostałości amfiteatru rzymskiego z II w. n.e.Tarragona.





 Stadion Olimpijski Montjuic. Główna arena Igrzysk Olimpijskich w 1992 r.




Sklep przy stadionie Camp Nou.
            
                                                                                                                                                                                                                                           

Las Ramblas, najsłynniejszy deptak w Barcelonie.               













"Apetyczne" owoce morza na targu St Josep, Barcelona.










Font Magica, czyli magiczne fontanny, przed Pałacem Nacional, przyciągają tłumy turystów.



Pokazy wody, tańczącej w rytm zmieniającego się światła i dźwięku, największe wrażenie robią po zmroku.







Cóż, 2300 kilometrów to całkiem spora odległość, według mnie jednak warto ją pokonać, aby przeżyć niezapomniane chwile na hiszpańskiej ziemi. Można jechać samochodem, z centralnej Polski zajmuje to jakieś 30 godzin. Miłośnikom wrażeń ekstremalnych polecam nocleg w aucie, na parkingu w pobliżu Mullheim, przy granicy niemiecko- francuskiej.
Znacznie szybszym środkiem lokomocji jest oczywiście samolot. Najtaniej chyba liniami Norwegian z Warszawy. Na lotnisku w Barcelonie można oczywiście wypożyczyć samochód.
Osobom zainteresowanym chętnie udzielę więcej praktycznych porad a tych, których to nie ciekawi, dłużej zanudzać nie zamierzam :-).








czwartek, 19 lutego 2015

Lazurowe Wybrzeże za 100 euro???

Nie, to nie jest żadna literówka (czy w tym wypadku raczej cyfrówka :)).
Naprawdę za 100 euro można pomieszkać 2 tygodnie na luksusowym campingu, położonym na słynnym Cote d'Azur, zaledwie 30 kilometrów od Saint Tropez czy Cannes i tylko trochę więcej od Nicei czy Monte Carlo.
I nie chodzi tu o cenę za osobę, ale za całą (w naszym przypadku wówczas 3-osobową) rodzinę.
Oczywiście, nie jest to oferta skierowana do miłośników all inclusive, jeśli jednak na myśl o noclegu w namiocie ktoś wyobraża sobie karłowatą pałatkę, do której trzeba się wczołgiwać, oświetlając trasę ślizgu latarką, to jest w dużym błędzie. Namiot liczy sobie jakieś 20m2, 2 lub 3 sypialnie, kuchnię wyposażoną we wszelkie potrzebne sprzęty, w tym oczywiście lodówkę i kuchenkę, można w nim swobodnie stanąć, nawet mając jak mój mąż, blisko 190cm wzrostu.
Z zewnątrz wygląda tak:


W środku znacznie lepiej :-).
Czas już zacząć myśleć o wakacjach, tym bardziej że za tytułową cenę wypocząć można jedynie do 23 maja, potem już robi się znacznie drożej!
Dla niezdecydowanych jeszcze kilka fotek:


 Kamienista plaża w Nicei.
 Nieco pochmurno, no ale w końcu to kwiecień.















Wiele miast ma swoje aleje gwiazd, jednak co Cannes, to Cannes.



Camping La Baume we Frejus. Raj dla lubiących wodne zabawy.








A na koniec urokliwe zakątki kulinarne Saint Tropez. Pewnie tutaj na lunch wpadał zapracowany żandarm.



No po prostu grzech nie skorzystać :-)