czwartek, 28 maja 2015

Dzień Matki

Obchodziłam go w tym roku po raz siódmy. Jako matka.

Jako córka...hmmm... mam za sobą już 39 majowych świąt, w tym kilka pierwszych spędzonych zapewne niezbyt świadomie. Cieszę się, że wciąż mam komu składać życzenia w tym dniu podczas gdy tylu moich znajomych pożegnało już swoje mamy na zawsze lub, jeśli wierzyć w życie po śmierci, na bliżej nieokreślony czas. Jeszcze bardziej jednak uszczęśliwia mnie fakt, że to mnie ma kto złożyć życzenia. A przecież wcale nie musiało tak być.

Doskonale pamiętam swoją pierwszą ciążę, z majowym terminem rozwiązania. Myślałam sobie wtedy, że na Dzień Mamy będę już tulić swojego bobasa, pozostało mi tymczasem ściskanie niewyraźnego zdjęcia z usg, zrobionego tuż przed Świętem Zmarłych. Kolejna ciąża, tym razem utracona w maju, poprzedziła Dzień Matki smutny i beznadziejny. I wreszcie 26 maja 2008, świętowany z miesięcznym bobasem, wyjątkowy, jednak przeryczany z żalu za tym, co utracone (to pewnie wina szalejących w połogu hormonów :-)). Wszystkie kolejne były już spokojne i wspaniałe, i wierzę głęboko, że wiele jeszcze podobnych przede mną.

Jednak mimo przepełniającego mnie poczucia szczęścia i spełnienia- 26 maja zawsze myślę o tych wszystkich kobietach, którym nie dane było zostać matkami. Z różnych przyczyn. Z powodu bezpłodności, braku odpowiedniego partnera i odwagi do wychowania dziecka samotnie, nie dość silnego instynktu macierzyńskiego, odkładania decyzji na wieczne później, które nigdy nie nastąpiło...

Nie pamiętam już wyraźnie jak to jest nie być matką. Ale wiem jak to jest być. Cudownie.

niedziela, 10 maja 2015

Wakacje z dzieckiem...

... wcale nie muszą być koszmarem! Tak, wiem, teza jest śmiała. Już widzę pełen niedowierzania uśmiech na twarzy niejednego rodzica. Jak to? Można jechać na wakacje z dzieckiem i wypocząć???
Ano, moim zdaniem- tak! Wszystko zależy od właściwego wyboru miejsca przeznaczenia. Dla mnie taką destynacją są niepozorne Rowy i położony niemal nad samym morzem hotel Columbus. "Odkryłam" ten azyl kiedy moja starsza córka miała rok, w maju 2009. Od tego czasu jeździmy tam regularnie, zawsze w maju lub wrześniu, korzystając z pozasezonowych promocji oraz spokoju jaki panuje wówczas nad Bałtykiem. Spędzamy tam nie więcej niż tydzień, ale jest to naprawdę wystarczająco, aby naładować akumulatory, wyciszyć się i nabrać sił do dalszych zmagań z codziennością.
Na czym polega tajemnica tego miejsca? Cóż, głównie na tym, że dzieci są tam "zaopiekowane" przez cały dzień. Do dyspozycji mają duży plac zabaw, którego absolutnym hitem jest zadaszony figloraj, idealny na deszczową pogodę. Ponadto, w specjalnym klubiku czeka na nie przemiła animatorka, potrafiąca zaciekawić pociechę w każdym wieku. W hotelu na wielkim ekranie wyświetlane są bajki, można porysować w przeznaczonym do tego kąciku oraz pościgać się na jeździkach. Jadłospis zawiera ulubione potrawy dzieci, jak choćby naleśniki z czekoladą, bitą śmietaną, owocami i czymkolwiek zechcemy. Ponadto- dla najmłodszych nie musimy targać z domu łóżeczek, wanienek i innych wielkogabarytowych sprzętów, ponieważ wszystko dostępne jest na miejscu. Dodatkowe atrakcje stanowią wieczorne ognisko i kąpiel w jacuzzi.
Na rodziców codziennie czeka świeża prasa, którą można przeglądać na wygodnych leżaczkach a dla bardziej aktywnych- zewnętrzna siłownia, ścianka do tenisa czy rowery. Należy też oczywiście wspomnieć o doskonale zaopatrzonym barze, z którego można skorzystać wieczorem, gdy dzieci, wymęczone po dniu pełnym wrażeń, "padają jak kawki", aby grzecznie spać do rana. Nie lubię jeździć kilkakrotnie w to samo miejsce, ale na wczasy w Rowach co roku czekam z jednakową niecierpliwością. Podobnie pozostali członkowie rodziny. W tym roku po raz pierwszy jedzie tam Kornelka (nota bene: to właśnie rok temu w Rowach zadzwonił "ten telefon", informujący o tym, że odnalazła się nasza młodsza córeczka). Mam nadzieję, że i ona dołączy do grona fanów Columbusa! Poniżej- krótka historia naszej przygody z tym miejscem, uwieczniona na zdjęciach: