A gdybyś nie istniała,
Powiedz, po co bym żył?
Żeby włóczyć się bez ciebie po świecie
Gdzie ani żalu, ani nadziei
A gdybyś nie istniała
Próbowałbym wymyślić sobie miłość
Niczym malarz, kiedy swymi dłońmi
Daje życie barwom dnia
Którego nigdy nie było
A gdybyś nie istniała
Powiedz, dla kogo bym żył?
Dla przelotnych motyli w moich ramionach,
Których nigdy bym nie pokochał
A gdybyś nie istniała
Byłbym tylko jedną więcej cząstką
Tego świata stale w ruchu
Żyłbym na nim stracony
Bez ciebie.
... Jak to możliwe, że tak się to zwykle zaczyna a kończy... w ramionach kogoś całkiem innego, na sali sądowej, w najlepszym wypadku w rozdeptanych kapciach, przed telewizorem, z drinkiem lub ciepłą herbatą w dłoni, w zależności od upodobań...?
Jak to się dzieje, że człowiek, bez którego nie mogliśmy oddychać, staje się kimś dalekim i obojętnym, że z piedestału, na którym sami go ustawiliśmy, spada do roli jedynie współbiorcy kredytu, współrodzica lub współwłaściciela domu, auta czy działki za miastem?
Nie wiem i nie chciałabym się nigdy dowiedzieć.
Raczej pragnę wierzyć, że będziemy kiedyś z moim mężem jedną z tych nielicznych par dziadków pomarszczonych i koślawych, trzymających się do końca za trzęsące ręce...
Oj, jak refleksyjnie ten Joe Dassin nastraja, sami zresztą posłuchajcie:
https://www.youtube.com/watch?v=4kZ0EZg5JRU
Nawiasem mówiąc, znacznie lepiej go słuchać niż na niego patrzeć :-).
Bo już się przestraszyłam, że Ł. coś zmajstrował ;)
OdpowiedzUsuńNo co Ty... w każdym razie nic mi na ten temat nie wiadomo ;-).
UsuńPięknie napisane i w punkt utrafione! Jeszcze się o tym na własnej skórze nie przekonałam, lecz bywały momenty, kiedy byliśmy o kilka kroków od takiej sytuacji. Na razie na szczęście potrafimy się odpowiednio wcześnie opamiętać, ogarnąć i dać sobie motywacyjnego kopa, by nad naszym związkiem popracować i nieco jego temperaturę ocieplić.
OdpowiedzUsuńOj, czasami nie jest łatwo. Proza życia może zabić nawet największą miłość... trzeba się baaardzo pilnować!
Usuń