poniedziałek, 14 marca 2016

Oszukać przeznaczenie :-)


Równo 2 tygodnie temu czułam się jak bohaterka jednej z części tego, niezbyt może "głębokiego", trzeba jednak przyznać, że od pierwszej do ostatniej minuty trzymającego w napięciu, filmu. Pamiętacie te szalone wyścigi ze śmiercią? Ofiara w ostatniej chwili zdołała uciec przed pędzącym pociągiem po to tylko, by przybywający nie wiadomo skąd odłamek szkła sprawnie odciął jej głowę... Albo inna, ledwie zdążyła odetchnąć po całej serii śmiercionośnych zdarzeń gdy spadające z blatu kuchennego noże przeniosły ją nieubłaganie na tamten świat. Bohaterowie tego horroru ginęli w najdziwniejszych okolicznościach, potwierdzając tezę, że przed przeznaczeniem uciec się nie da.

Kiedy w ostatni dzień lutego wsiadłam do samolotu z East Midlands do Łodzi dokładnie 4 minuty przed planowanym odlotem, po szalonym rajdzie przez całe lotnisko, gubiąc po drodze czapkę, szalik młodszej córki, zostawiając w strefie kontroli soczki, deserki i parę innych rzeczy, na których sprawdzenie przez ochronę nie było już czasu, poczułam ogromną ulgę. Udało się! Pomijając niewielkie straty materialne, w tym kilkanaście funtów wydanych na "express tickets", dające nam pierwszeństwo w kolejce, dotarliśmy na pokład boeinga 737 właściwie bez szwanku. Mąż co prawda wymagał krótkiej reanimacji po kilkunastominutowym biegu z bagażami i Kornelką na plecach, ja zdarłam sobie kolana, wywalając się na nie na którymś kolejnym zakręcie, ogólnie jednak nasz stan można było uznać za zadowalający.
I wtedy w samolocie nastąpiło dziwne poruszenie. Nie wiadomo skąd pojawili się policjanci, którzy szybko i sprawnie unieruchomili a następnie wyprowadzili lekko "ciapato" wyglądającego delikwenta, po czym obsługa zaczęła opróżniać luki bagażowe, szukając, hm, no właśnie- czego- bomby???
Pomyślałam sobie wtedy, a będąc istotą silnie ekspresyjną, prawie natychmiast wyartykułowałam na głos przypuszczenie, że może nie trzeba było jednak tak się spieszyć na ten samolot...
Jak nietrudno zgadnąć, przez blisko dwie i pół godziny podróży wierciłam się niespokojnie, czekając na wybuch lub inne nierutynowe zdarzenie... które na szczęście nie nastąpiło.
Widocznie tak właśnie miało być.
W końcu wróżka wiele lat temu przepowiedziała mi, że będę żyć długo i wesoło.
A wy, moi drodzy? Jesteście fatalistami czy może raczej wierzycie, że nasze poczynania mają moc odwracania biegu zdarzeń?
Da się oszukać przeznaczenie czy nie?



To był wcześniejszy lot, więc miny jeszcze całkiem raźne :-).