Kiedy w ostatni dzień lutego wsiadłam do samolotu z East Midlands do Łodzi dokładnie 4 minuty przed planowanym odlotem, po szalonym rajdzie przez całe lotnisko, gubiąc po drodze czapkę, szalik młodszej córki, zostawiając w strefie kontroli soczki, deserki i parę innych rzeczy, na których sprawdzenie przez ochronę nie było już czasu, poczułam ogromną ulgę. Udało się! Pomijając niewielkie straty materialne, w tym kilkanaście funtów wydanych na "express tickets", dające nam pierwszeństwo w kolejce, dotarliśmy na pokład boeinga 737 właściwie bez szwanku. Mąż co prawda wymagał krótkiej reanimacji po kilkunastominutowym biegu z bagażami i Kornelką na plecach, ja zdarłam sobie kolana, wywalając się na nie na którymś kolejnym zakręcie, ogólnie jednak nasz stan można było uznać za zadowalający.
I wtedy w samolocie nastąpiło dziwne poruszenie. Nie wiadomo skąd pojawili się policjanci, którzy szybko i sprawnie unieruchomili a następnie wyprowadzili lekko "ciapato" wyglądającego delikwenta, po czym obsługa zaczęła opróżniać luki bagażowe, szukając, hm, no właśnie- czego- bomby???
Pomyślałam sobie wtedy, a będąc istotą silnie ekspresyjną, prawie natychmiast wyartykułowałam na głos przypuszczenie, że może nie trzeba było jednak tak się spieszyć na ten samolot...
Jak nietrudno zgadnąć, przez blisko dwie i pół godziny podróży wierciłam się niespokojnie, czekając na wybuch lub inne nierutynowe zdarzenie... które na szczęście nie nastąpiło.
Widocznie tak właśnie miało być.
W końcu wróżka wiele lat temu przepowiedziała mi, że będę żyć długo i wesoło.
A wy, moi drodzy? Jesteście fatalistami czy może raczej wierzycie, że nasze poczynania mają moc odwracania biegu zdarzeń?
Da się oszukać przeznaczenie czy nie?
To był wcześniejszy lot, więc miny jeszcze całkiem raźne :-).
Ja bym pewnie już w takim samolocie nie została, tylko poczekała na kolejny lot ;) Choć z drugiej strony - chyba co komu pisane, to i tak w końcu nastąpi. Tym bardziej ciesz się z przepowiedni, jaką kiedyś otrzymałaś :)
OdpowiedzUsuń