niedziela, 23 grudnia 2018

O świętach, krótko.

Boże Narodzenie zbliża się nieubłaganie, co cieszy niektórych ludzi a smuci większość karpi.
Ja, mimo że nie jestem rybą, choćby zodiakalną, zaliczam się raczej do grupy tych niezbyt szczęśliwych z powodu świąt... właściwie jedyne, co mnie w związku z nimi raduje, to perspektywa kilku wolnych dni, o które przy pracy w 3 miejscach niełatwo.
Dlaczego nie cieszy mnie możliwość rodzinnych spotkań przy stole?
Ano, może dlatego, że wolę przebywać wśród ludzi, którzy mnie słuchają, takich, którzy coś o mnie wiedzą, zainteresowanych moim życiem.
A tak się niefortunnie składa, że nie spotkam ich przy tegorocznym bożonarodzeniowych daniach.
Bo święta nie są od tego, żeby się najeść a wyjątkowej atmosfery nie uzyska się dzięki pięknej choince i świeczkom o zapachu piernika.
A prezenty znacznie lepiej jeśli są nie drogie a trafione...

wtorek, 3 kwietnia 2018

Umrzeć ze szczęścia

Kto nic nie ma, nie musi się bać, że coś straci... pewna byłam, że istnieje takie przysłowie, tymczasem w czeluściach internetu udało mi się tylko znaleźć :"Kto nie ma nic, nie ma nic do stracenia"... jakieś to średnio zręczne. Wszak już w szkole podstawowej uczono mnie, aby unikać powtórzeń w zdaniach bezpośrednio ze sobą sąsiadujących a co dopiero w tym samym!
Brakuje w nim poza tym elementu, według mnie, najważniejszego, mianowicie strachu, bez wspomnienia o którym przysłowie to całkowicie traci swój sens.
Na co dzień jestem osobą raczej niezbyt zalęknioną, chyba nawet nazwałabym siebie odważną. Już w szkole a później w pracy a także w różnych innych sytuacjach społecznych- najczęściej to właśnie mnie wybierano do załatwiania wszelkich niewygodnych spraw z przełożonymi i nie tylko, jako tę śmiałą i "wygadaną".
A jednak zdarza się, że naprawdę się boję. Im jestem szczęśliwsza, tym bardziej. Kiedy patrzę na ten niemal idealnie poukładany wokół mnie świat, pojawia się lęk, że ta harmonia nie może przecież trwać wiecznie. Prędzej czy później coś się będzie musiało spieprzyć, na pewno...
Dzisiaj spędziłam ze starszą córką cudowny dzień w Aquaparku. Szalałyśmy na pontonach, zjeżdżalniach, skakałyśmy przez fale i ganiałyśmy się w wirze wodnym... i nagle ogarnęła mnie taka panika, że byłabym się utopiła w którejś z tych licznych atrakcji.
Wszak większość Żydów też była szczęśliwa, zanim wsadzono ich do bydlęcych wagonów z biletem w jedną stronę. Wielu Tutsi zginęło z wyrazem bezmiernego zdumienia na twarzach, nie spodziewając się ciosu maczetą zadanego przez sąsiada Hutu. Nowojorczycy, przebywający 11 września 2001 roku między 8.46 a 9.03. w wieżach WTC prawdopodobnie byli zadowolonymi z życia ludźmi, niegotowymi na to, aby się z nim żegnać...
I jak tu się uchronić przed podobnymi zakrętami losu?
Może zawierzyć swoje istnienie świętemu Antoniemu? Albo jakiemu Swarogowi?
Nie wiem, nie znam prawidłowej odpowiedzi.
Nie mam żadnej gotowej recepty, ani nawet dobrej rady.
Mimo wszystko jednak lepiej jest bać się utraty tego, co kochamy, niż mieć spokój.
Tego jednego jestem pewna.