niedziela, 17 lutego 2019

Polak olinkluziw

Po każdym powrocie z zagranicy utwierdzam się w przekonaniu, że pod pojęciem Polak- kryje się znacznie więcej niż narodowość.
To zdecydowanie nie tylko określenie przynależności etnicznej.
Polak- to stan umysłu.
A Polak poza granicami terytorialnymi własnego państwa, i do tego jeszcze na wyjeździe olinkluziw, to dopiero twór wyjątkowy, doskonale rozpoznawalny, i to bynajmniej nie za sprawą swojego "szeleszczącego" języka, w każdym razie nie wyłącznie.
Najważniejszy znak szczególny- to wiecznie nadąsana mina. No bo jak tu być szczęśliwym, skoro:

- pokój dostaliśmy na samym końcu korytarza, no specjalnie przecież, to oczywiste, Szwabom dali z widokiem na ocean, tym wytatuowanym tłuściochom z Anglii przy basenie, rano najlepsze leżaki zajmą!, Ruskie oczywiście mają najbliżej do baru, no wiadomo, ci to zawsze się potrafią ustawić, tylko o nas, biednych nikt nie dba,
- pogoda no niby nawet niezła, ale jak sprawdzaliśmy w Polsce długoterminową, to zapowiadali 25 stopni a tu jest tylko 23. I niebo miało być bezchmurne a wczoraj rano się trochę zachmurzyło, co prawda o ósmej, zanim wstaliśmy z łóżka, potem już cały dzień była "lampa", no ale jednak,
- co to za olinkluziw, skoro bar otwierają dopiero o jedenastej a jak Stasiek chciał taką jedną whisky spróbować, to mu powiedzieli, że dodatkowo płatna. Pewnie nas w biurze oszukali i sprzedali jakąś niepełną wersję tych wczasów, trzeba będzie skargę napisać po powrocie,
- na basenie miejsca trzeba rezerwować skoro świt, bo potem już tylko w cieniu zostają, my co prawda nie przepadamy za słońcem, ale co z tego, chodzi o zasady,
- rezydent mówił, że wypada dać pokojówce jakiś napiwek, no nie wiemy zupełnie za co, my tam żadnej rewelacji w tej jej pracy nie widzimy, sami byśmy lepiej posprzątali,
- ci animatorzy bez przerwy chodzą i nagabują, człowiek nawet spokojnie poleżeć nie może, ciągle coś chcą- a to rzutki, a to bingo, a to jakieś aerobiki, a w konkursach codziennie ci sami biorą udział, wiadomo, że to wszystko ustawione. Angole wygrywają oczywiście, bo najlepiej rozumieją, o co chodzi. Jakby po polsku zrobili te całe animacje, to już by nie byli tacy mądrzy!,
- a w ogóle- to ten cały wyjazd, to żadna rewelacja. Daliśmy się namówić na dodatkową wycieczkę, drogą jak cholera, cały dzień jeździliśmy i w kółko tylko klify, jaskinie, plantacje aloesu... wyrzucone pieniądze, i tyle. I jeszcze obiad nam przepadł, ledwo na kolację zdążyliśmy.
To już lepiej siedzieć w hotelu, przynajmniej w każdej chwili można się najeść i napić. Jedyna szansa, że jakoś się zwróci to, co się wydało.
Niektórym nawet zwróci się w więcej niż jednym znaczeniu tego słowa...

Tak się jakoś składa, że na wyjazdach zagranicznych, zwłaszcza tych all inclusive, rzadko nawiązuję bliższe relacje z Polakami. Poznaję za to Hiszpanów, Włochów, Anglików, Holendrów czy Niemców. I zawsze myślę sobie jakie to szczęście, że oni nie rozumieją naszego języka.