niedziela, 7 kwietnia 2019

Obiboki do roboty!

-to tylko jeden z wielu komentarzy jakie usłyszałam na temat rozpoczętego dzisiaj strajku nauczycieli. Lubię rozmawiać, dlatego od pewnego czasu przeprowadzałam swego rodzaju sondę wśród ludzi, których spotykałam na co dzień: pytałam nie tylko swoich klientów i uczniów, ale też przypadkowe osoby w kolejce w sklepie, w przychodni, kosmetyczkę, fryzjerkę, personel na basenie. Opinie były podzielone, podobnie jak polskie społeczeństwo. Co mnie jednak uderzyło- niemalże nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, na czym polega praca nauczyciela. Nawet ci, którzy wyrażali poparcie dla protestu, rozumieli tylko tyle, że "powinno się zarabiać więcej". Owszem, pensje nauczycielskie są uwłaczające, ale według mnie same podwyżki nie zmienią nic, poza samopoczuciem nimi obdarowanych.
Osobiście uważam, że cały system oświaty jest chory i wymaga naprawdę głębokiej i przemyślanej reformy.
Miałam tę (nie)przyjemność uczenia w kilku szkołach, podstawowych i gimnazjach, przez trzy lata. Nie wróciłabym do tego zawodu za żadne pieniądze, nawet gdyby nauczyciele wywalczyli postulowane 30 a rząd z dobrego serca dorzucił im jeszcze kolejne 30%.
W żadnej bowiem pracy nie czułam się taka bezradna, całkowicie uzależniona od kaprysów dyrekcji i woli "starszyzny", będącej praktycznie nie do ruszenia, zamkniętej na wszelkie nowe pomysły i idee.
Popieram strajk nauczycieli, nie mam najmniejszych wątpliwości, że powinni oni zarabiać więcej. Uważam jednak, że podwyżki "z rozdzielnika" nie rozwiążą problemu. Dopóki nie zacznie się promować tych, którym naprawdę się chce, którzy robią coś wyjątkowego, którzy wybrali zawód pedagoga z własnej nieprzymuszonej woli a nie dlatego, że nie mieli lepszej alternatywy, chcieli mieć długie ferie i wakacje lub uznali, że "to dobra praca dla kobiety" (zaskakująco często słyszy się tę opinię), to lepiej nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz