środa, 18 września 2019

Za co kocham Włochów?/Why do I love Italians?

O tym, że Włochy to wymarzony kraj na wakacje- nikogo chyba przekonywać nie trzeba.
Określenie "słoneczna Italia" zawiera w sobie obietnicę wspaniałej aury, piękne i niesamowicie zróżnicowane krajobrazy: góry, jeziora, morze, winnice, wulkany, w niezliczonych konfiguracjach, zadowolą najbardziej nawet wybrednych miłośników przyrody. Jeśli dodamy do tego historię, o którą "potykamy się" właściwie na każdym kroku a wszystko to doprawimy fantastyczną kuchnią, obficie skropioną doskonałym winem- okaże się, że istnieje raj na ziemi!
Perspektywa "la dolce vita", choćby przez kilkanaście wakacyjnych dni, skusiła w tym roku i mnie.
Była to już któraś kolejna moja wyprawa na włoską ziemię, tym razem nieco inna od pozostałych.
Pragnąc bowiem udowodnić sobie (nota bene skutecznie!), że jogging to zdecydowanie rzecz nie dla mnie, codziennie rano przez około godzinę biegałam- trochę po plaży, trochę wzdłuż kanału, ale przede wszystkim- różnymi małymi, wąskimi uliczkami, mniej lub bardziej zamieszkałymi.
Poznałam dzięki temu wielu Włochów i fakt, że w ich języku znam mniej więcej 8 słów, nie stanowił dla nas żadnej bariery komunikacyjnej. Wszyscy, z wyjątkiem mnie :-), cieszyli się, że biegam, witali mnie, pozdrawiali, pytali skąd jestem, życzyli powodzenia etc. Niby nic wielkiego, ale czy wyobrażacie sobie podobne zachowania w Polsce?
Zachwycili mnie nie tylko ludzie, ale także ich domy a zwłaszcza to, co wokół nich- ogrody, płoty, bramy. Sami zresztą spójrzcie:




Koteczki strzegą domu a równocześnie jakby zapraszają do wejścia :-)



Te bajkowe stworki też pilnowały furtki


 


ten oryginalny ogródeczek ozdabiał jedną z  bram do domu położonego w głębi podwórka













                                                                                                                                                                                                                            

Jeśli listonosz nie zastanie nikogo w domu- nie ma problemu z odpowiednim rozdzieleniem korespondencji
I na koniec huśtawkowe hity: pierwsza, dowód na niewątpliwy talent i finezję, stanowiła element architektury ogrodowej, druga wykonana przez nie wiadomo kogo dla nieznanego wędrowca, stała sobie pośrodku niczego :-)

Ja wszystko rozumiem- że położenie, że sytuacja ekonomiczna, że w słońcu łatwiej się uśmiechać i otworzyć na świat, że tam nie było zaborów, powstań i komuny, ale czy naprawdę nie dałoby się choć trochę tego włoskiego polotu przenieść na nasz siermiężny słowiański grunt???